Recenzja albumu: Green Day-Father of All Motherfuckers

Data Wydania: 7 lutego 2020

Zwykle wiesz, czego możesz się spodziewać po albumie Green Day: punkowych hymnów punkowych z ryczącymi riffami, dużą produkcją i okazjonalną balladą. Kiedy we wrześniu zespół porzucił „Father of All”, był to szok dla systemu. Dlaczego to brzmi dziwnie? Gdzie jest głośny, na twojej twarzy zielony dzień, który znamy? Co do cholery Billie Joe robi ze swoim wokalem? Zabrał wszystko, co wiedzieliśmy o zespole i wyrzucił przez okno. To był dopiero początek najdziwniejszej do tej pory ery zespołu. Ale nikt nie przypuszczał, że da nam to jedną z ich najbardziej zabawnych i zróżnicowanych płyt od lat.

Green Day wyrzucili własny regulamin na ojca wszystkich skurwysynów. Nie ma tu utworów wieloczęściowych, nie ma serdecznych ballad, a „klasyczny dźwięk Green Day” jest bagatelizowany. Zamiast tego dali nam krótką i słodką płytę zainspirowaną ich miłością do Motown soul, rock n rolla z lat 60. i dirty garage rocka. I to jest dzika jazda. W ciągu 26 minut utwory są szybkie, energiczne, optymistyczne, a czasem nieoczekiwanie ponure. Natomiast single ” Oh Yeah!”i” Fire, Ready, Aim ” są najsłabszymi punktami na płycie, reszta albumu to unabashed, groovy rock N roll.

wyróżniający się utwór „Meet Me on the Roof” ma nieodparty rock ’ n ’ rollowy swing, podczas gdy „Sugar Youth” jest najbliżej „klasycznego Green Day” z szalonymi gitarami i bijącą energią, z którą trudno nadążyć. „Take the Money and Crawl” jest obskurnym garażowym rockowym bangerem z mnóstwem postaw, podczas gdy” Stab You in the Heart „jest echem skocznego stylu rocka lat 60-tych, mimo że brzmi podejrzanie podobnie do „Hippie Hippie Shake”).”Chociaż niektóre utwory są lepsze od innych, nie ma ani jednego utworu, który można by skippować. Piosenki mogą mieć klimat „fuck everything, Let 's party”, ale nadal czai się ciemność pod ryczącymi gitarami i optymistycznymi rowkami.

W ostatnich wywiadach, Billie Joe powiedział, że nowy album nie mówi o amerykańskiej polityce i chociaż żadna z piosenek nie traktuje go bezpośrednio, jego wpływ jest odczuwalny na całej płycie. The anthemic 70s rock-inspired „Oh Yeah!”zajmuje się obsesją ekranową społeczeństwa i odwołuje się do strzelanin szkolnych. „Graffitia” brzmi jasno i tętniąco swoim Motown swingiem, ale mówi o brutalności policji i rdzawym pasie miast tracących swoją tożsamość. Armstrong staje się niesamowicie chorobliwy na inspirowanym hip hopem „Junkies On a High”, gdy rozważa, czy jest kolejną ” rock n rollową tragedią.”Nawet tytułowy utwór nawiązuje do uczuć paranoi i niepokoju. Green Day nie ignoruje tego, co dzieje się na świecie. Raczej są tego świadomi, ale po prostu chcą odpocząć od gniewu i zmartwień i trochę potańczyć.

to rekordowy Green Day potrzebny do ożywienia się. Od 15 lat żyją w cieniu amerykańskiego idioty i wydaje się, że w końcu odpuścili próbę dopasowania się do jego sukcesu. Nie każdy album musi być granditional romans z dziewięciominutowe epiki, gryzący komentarz polityczny i serdeczne ballady. Czy to znaczy, że nie ma w nich kolejnej epickiej płyty? Nie, Nie ma tego w nich teraz. To po prostu nieskazitelna muzyka rockowa, która jest szybka, ognista i wściekła. Wygląda na to, że dobrze się bawią. Nie oznacza to, że ich poprzednie albumy brzmiały nieszczero, ale często cierpieli z powodu prób przebicia się na szczyt swoich najpopularniejszych albumów.

rozpad XXI wieku przyniósł im przeróbkę pomysłu rock opera z mieszanymi rezultatami. Trylogia była przesadną próbą beztroskiego, obskurnego rockowego albumu, który cierpiał z powodu zbyt wielu podrzędnych piosenek. Revolution Radio było powrotem do „classic Green Day” i choć jest to świetny album, trzymali się własnej formuły. Tu tak nie jest. Zamiast pokazywać swoje wpływy punk rocka, podkreślają swoją miłość do Motown, The Beatles, soulu, a nawet odrobiny hip hopu. Wygląda na to, że to nie powinno działać, ale działa i jest fantastyczne. Piosenki są mocne, głośne i dobrze się bawią.

album pokazuje, że Green Day idzie w innym kierunku i jest odświeżający. Czy to przełomowe? Nie, ale nie o to chodzi. Nie postanowili zmienić oblicza muzyki rockowej (ponownie). Chcieli się dobrze bawić i podjąć kilka ryzyk. To dźwięk, o którym wcześniej wspominali w projektach takich jak Longshot i Foxboro Hot Tubs, ale wciąż jest wyraźnie zielony dzień. 34 lata po ich karierze wspaniale jest zobaczyć, że zespół nadal jest gotów zaryzykować i wstrząsnąć wszystkim, nawet jeśli nie jest hitem dla wszystkich.

Father of All Motherfuckers nie jest idealną płytą i nie trzyma świecy na ich innych płytach, ale cholera, to dobry czas. Przez 26 minut Green Day prosi Cię o odłożenie na bok zmartwień i zabawę z nimi. A hałaśliwe piosenki sprawiają, że trudno im się oprzeć. Jego krótka długość ułatwia wielokrotne słuchanie, ale czasami pozostawia niezadowolenie. Kiedy zaczynasz pisać piosenki, są skończone, zanim się zorientujesz. Mimo to, jest to scuzzy Party record próbowali zrobić w 2012 roku z trylogii, z wyjątkiem bardziej skoncentrowany. Album nie jest dla wszystkich, ale jeśli chcesz odłożyć na bok swoje oczekiwania co do tego, jak powinien brzmieć Green Day, jesteś w piekle na przejażdżkę.

Zdjęcia na temat:

Zielony dzień – Ojciec wszystkich drani
  • Nasz przegląd

4

Wyślij

Opinia użytkownika

2(2 głosy)

Lubię wczytywanie…



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.